The Hmmms – Zremixuję się (Lisi Rmx)
20 Mar 2014 | Nu Disco Funk

Dlaczego polskie seriale brzmią tak słabo?

Dlaczego polskie seriale brzmią tak słabo?

Temat ten powtarza się ilekroć na mały ekran wchodzi serial wyprodukowany w Polsce, nie ważne czy dla HBO, Showmax czy Canal+. Wszystkie łączy to samo – fatalne, niezrozumiałe, ciche dialogi. Jak ścieżka dźwiękowa potrafi być piękna, ciekawa, klimatyczna a nade wszystko – dobrze dobrana to dialogi leżą i kwiczą. Czy polski przemysł „dźwięku w filmie” jest tak bardzo zacofany wobec amerykańskiego? Gdzie tkwi problem? Takie oto pytanie zadałem na fejsie między innymi mojemu koledze z AFiT, właścicielowi Dualtone, Bogusiowi Wiktorowskiemu, który na codzień zajmuje się dźwiękiem na planie. Akurat zbiegło się to z premierą serialu KRUK.

Oglądałem wczoraj KRUK, określany przez niektórych nowym Belfrem, na dzień dobry szok a potem nienajgorzej, już na początku rzuca się w oczy obecność wątku pedofilskiego. Co mi się nie podoba to ZNÓW NIEZROZUMIAŁA MOWA niektórych bohaterów czyli kluski w gębie. Nie kumam tego – czy na prawdę nie ma u nas dźwiękowców którzy potrafią dobrze nagrać a potem w procesie postprodukcji odpowiednio udźwiękowić ścieżkę głosu. Nie wszyscy ale na przykład główny bohater. Dramat. Miałem to nieszczęście oglądać bezpośrednio po Homeland i jest przepaść. Aż musiałem załączyć funkcję clear voice w soundbarze (czego nie lubię robić). O co chodzi? I to zwykle ten problem dotyczy produkcji Canal+ (tak samo było z Belfrem S01) (nie tylko, np. Ślepnąć od świateł –  przyp.)  

Oto jaką odpowiedź uzyskałem:

Temat dźwięku w polskich filmach to temat rzeka. Nie wiem jak jest w przypdku „Kruka” ale problem znam z innych produkcji. W „Kruku” realizatorem był Pan Mirek Makowski, człowiek wybitny, bardzo doświadczony i trochę przykro patrzeć jak wylewane są na niego pomyje przez osoby nie znające dokładnie ile rzeczy składa się na dobry dźwięk w filmie, przez ile pionów i osób musi jeszcze ten dźwięk przejść zanim trafi na ekrany kin lub naszego telewizora. Rejestratory mamy te same co w Ameryce, mikrofony i osprzęt też, nawet podobnie trzymamy te tyczki nad głowami więc co nie halo?

Wg mnie subiektywnie poniższe kwestie składają się na słaby dźwięk w polskich filmach:

1. Zła emisja głosu, dykcja, niedbałe i za ciche mówienie – często te niedoskonałości są wykorzystywane przez reżyserów jako dodatkowe środki artystyczne, które nadadzą scenie realizmu, uczynią ją bardziej wiarygodną. I rzeczywiście tak jest, przecież w normalnym życiu też czasem zwracasz się do rozmówcy aby coś powtórzył, nie? A pogadaj sobie z jakimś oprychem, jakąś bezzębną patologią – z pewnością nie wszystko zrozumiesz. 🙂 Czemu w starych polskich filmach było wszystko zrozumiałe? A z dwóch powodów myślę. Pierwszy to fakt że mieliśmy często do czynienia z aktorami teatralnymi o wspaniałej emisji głosu i dykcji, których szept było słychać w ostatnich rzędach teatru bez zastosowania nawet bliskiego omikrofonowania. Drugi to po prostu postsynchrony. Bywały produkcje zrobione w 100% na postsynchronach (np. Duże Zwierzę ze Stuhrem i Dymną). Dźwiękowiec na planie ma niewielki wpływ na jakość oferty werbalnej aktora. Może coś zasugerować reżyserowi i to tyle…

2. Polski język nam nie ułatwia pracy. Trudny, syczący, szeleszczące głoski w połączeniu z zagadnieniem z pkt.1 dają popalić. W hameryce mają łatwiej zdecydowanie.

3. Dźwiękowiec na planie często nie ma łatwego zadania gdzie przewija się setka osób w tym 97 pracuje na to co widać a trzech a nierzadko dwóch walczy często jak mawiał Hamela w „opresyjnych warunkach” o nagranie dobrego dźwięku setkowego. Ta świadomość że trzeba czasem „odpuścić coś”, „zmienić ustawienie kamery”, „nagrać plate’y”, „nagrać na płasko” dla dźwięku bardzo powoli rośnie. Reżyser, który słyszy i ma świadomość integralności warstwy dźwiękowej z obrazem to złoto. Niestety często bywa że harmonogramy prac na planach są tak napięte że zdarza się że na poświęcenie np. kilkunastu minut na wyciszenie brzęczących szyb przyprawia reżysera i kierownika planu o drgawki 🙂

4. Postprodukcja. Jeden z ostatnich etapów prac nad filmem. Bywa niedofinansowana bo budżet przekroczono już dawno temu. Do tego tempo. Materiał zjechał do montażowni nie na 2 miesiące przed kolaudacją tylko na 2 tygodnie. I zaczynają się kwiatki.

5. Jakieś cuda dzieją się w działach emisji. Ja nie mam tu zbyt dużej wiedzy ale docierają do mnie różne echa. M.in że stosowane są presety zalecane przez producentów sprzętu bo „zawsze jest dobrze”, pompowanie jednych kanałów, zduszanie innych. Nie słuchają często co wychodzi na emisji i być może to jeden z najważniejszych problemów bo w kinie wydaje się że z tą czytelnością lepiej jest. No ale kino to wiadomo inna dynamika, dzieci nie słychać za oknem i lodówka nie buczy…

A wracając do amerykańskiego dźwięku to chodzą głosy że w niektórych produkcjach jak np. „Altered Carbon” z dźwiękiem wcale tak kolorowo nie jest. Buła straszna w dole częstotliwości, mało góry, dramatyczny denoising jakimiś srogimi automatami, nie wyczyszczone obcierki z mikroportów. Ale my tego nie słyszymy bo w domowych pieleszach albo mamy napisy albo lektora który finalnie bardzo skutecznie wycisza nam całą ścieżkę dźwiękową.

Dla chętnych dalszego zgłębiania tematu polecamy dwa linki:

https://www.sonoria.pl/single-post/2018/04/17/No-bo-w-amerykanskim-filmie – głos naszej wykładowczyni z AFiT, Pani Małgorzaty Przedpełskiej-Bieniek

http://www.wtelewizji.pl/dzwiek-w-polskim-serialu

Morał z tego taki – jak nie wiadomo o co chodzi, to najczęściej chodzi o czas i/lub pieniądze …

Lisi Tygrysi

3 listopada, 2018

LISI TYGRYSI